czwartek, 22 maja 2014

Anegdotki krótkie na dobranoc

!!!NOWY ADRES! http://zbieglak.wordpress.com/  ZAPRASZAM!!!

Dawno mnie nie było. Ma to związek przede wszystkim z niedawnym wyjazdem, jak również z nawałem obowiązków, które nastąpiły potem. I amokiem z powodu zdania Państwowego Egzaminu Na Prawo Jazdy. Przyznaję, że stres był to ogromny, ale Ci, którzy twierdzą, że największy w życiu, zdecydowanie nie mieli okazji tańczyć pierwszego tańca na weselu, przy 120 obserwatorach oraz jednoczesnym braku jakiegokolwiek wyczucia rytmu. Ten stres był gorszy od prawkowego. Przynajmniej do 3 podejścia. Potem robiło się gorzej.
Ale do rzeczy: w poniedziałek obiecuję wam opowiastkę o tym, jak rozróżniać krowy. A raczej jak ja tego nie robię. Dla tych, którzy myślą, że to łatwe... widzieliście kiedyś stado krów?
Tymczasem pozwólcie mi podzielić się trzema krótkimi anegdotkami:



1. Jak kot mnie wołał na pomoc
Jakiś czas temu nasze dwie kotki urodziły młode. Ta starsza z nich stała się nadopiekuńczą matką. Nie pozwala podejść w pobliże jej kącika dziecięcego, parska i syczy, grozi pazurami. Ponadto jest chwilowo niegłaskalna i niemizialna. Kiedy więc parę dni temu szłam do cielaków z wiadrami mleka, a ona podeszła do mych stóp i zaczęła rozpaczliwie miauczeć, patrząc mi prosto w oczy, wiedziałam, że coś tu jest nie tak. Miau, miau... robi parę kroków do przodu i ogląda się na mnie. Odstawiam wiadra. Kot wraca. Znów miauczy i idzie przed siebie. Podążam za nim. Przez głowę przelatują mi wszystkie zasłyszane opowieści o zwierzętach, doprowadzających pomoc do rannych ludzi. Ogląda się na mnie i idzie w stronę kupy żwiru leżącej przy płocie. Zaczyna kopać. Co tam jest? może ktoś pochował ludzkie szczątki? Może chce przejść pod płotem, bo z drugiej strony ktoś leży nieprzytomny? Może... kot usadowił się wygodnie i do wykopanego właśnie dołka załatwił potrzebę fizjologiczną...
Obserwowała po prostu skubana czy po jej dzieci nie idę. Tak więc zamiast ekscytującej przygody, otrzymałam Kocie Gie

2. Jak żałobę po krowie przeżyłam
Swojego czasu była to moja ulubiona krowa. Czarno-biała (jak wszystkie), o imieniu złożonym z 4 cyfr (jak wszystkie), identyczna jak reszta. Wyróżniało ją jedno: biedula była chora i z jednego strzyka nie leciało jej mleko, tylko ropa. Nazwałam ją więc Ropiałką. Bardzo skubaną lubiłam. Po pierwsze dlatego, że była cierpliwa i nie kopała jak niektóre pozostałe przy zabiegach pielęgnacyjnych. Przede wszystkim zaś dlatego, że była jedyną krową, którą rozpoznawałam i pamiętałam. Wielki był więc mój żal, kiedy Jeszcze Wtedy Nie Mąż mój podawał numerki krów, przeznaczonych na sprzedaż. W tym był numer mojej ulubionej. Bardzo o to marudziłam. Przez kolejny miesiąc raz po raz wspominałam, jaka szkoda, że sprzedali moją ulubienicę, że to jedyna, na którą patrzyłam i odróżniałam ją od innych. W końcu Teraz Już Mąż spytał o szczegóły, o którą mi dokładnie chodzi. Wyjaśniłam. On również. Pochrzaniłam numerki a moja ulubienica wciąż jest wśród naszych. Jednak aż tak jej nie rozpoznawałam...

3. Byłam dziś w Wioskowym Sklepie. Pani już traktuje mnie jak swoją, zagadywała miło o pogodę, czy sądzę, że będzie padać. W odpowiedzi rezolutnie odpowiedziałam:
- oby nie! Przynajmniej dopóki zrobią tą... no... yyy... co oni dziś robią - dukam, kręcąc dłonią kółka dla zobrazowania tego, o czym mowa
- sianokiszonkę - rzecze do mnie pani, bynajmniej nie dzięki mej gestykulacji. No nic. Teraz pójdzie plota na wsi, jaką to Syn Sołtysa ma inteligentną i zorientowaną we wszystkim żonę


Wspomnę jeszcze tylko z innej beczki, że mamy 7 małych kotków. Część zostanie rozdana, część zostanie u nas. Zależy jak się uda. Te, które zostaną, mają być półdzikimi kotami oborowymi. Czyli będą karmione, jak pozwolą to raz po raz głaskane, ale nie mogą być przytulaśne i towarzyskie. Tak się bowiem składa, że jeśli kot oborowy jest zbyt przyzwyczajony do człowieka i się go nie boi, ochoczo wbiega sobie pod koła ciągnika lub też jako oferma jest prześladowany przez okoliczne kocury, które toczą z nim bardzo nierówne pojedynki. Tak więc Teść mój mówi, że nie mogę sobie przytulać i głaskać i nosić małych kociaków od samego początku, bo to dla nich niemal wyrok śmierci. Czeka mnie BARDZO CIĘŻKICH parę tygodni

Pozdroo i do poniedziałku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz