piątek, 4 kwietnia 2014

Słów kilka o agresji, czyli najsłabszy osobnik w stadzie


Nie wiem czy mieliście kiedyś do czynienia z krowami. Nie są to niestety zwierzątka równie rozumne co psy, koty czy nawet chomiki. Nie ma opcji, żeby przybiegły zawołane (zwłaszcza jeśli ich „imiona” to na przykład 3842) lub ustosunkowały się pozytywnie do prośby o treści „Pani krowo, poproszę o podejście do przodu, żeby dać się wydoić” (a wierzcie mi, że próbowałam :P). Chyba że jednak się ustosunkują, ale wtedy to raczej przypadek. W związku z tym, jeśli istnieje potrzeba, aby zmieniły swoją lokalizację, trzeba używać bardziej stanowczych środków przekazu.
Tak więc, aby wgonić krowy, należy zaopatrzyć się w plastikowy kijek (mamy dwa takie na stanie) oraz w swój najgrubszy, najdonośniejszy głos i kierować się w stronę, w którą mają udać się zwierzęta, wołając przy tym „DALEJ”, względnie „Hoł, hoł, hoł!” (nie mam pojęcia, czemu krowy niby mają reagować na dźwięk wydawany zwykle przez Św. Mikołaja, ale jakoś utarło się, że tak właśnie jest. Może były niegrzeczne i boją się rózgi). W przypadku krowy opornej na kierowanie głosem, można subtelnie trącić ją kijaszkiem w zadek. Ta metoda jest najprostsza. Obrońców praw zwierząt uspokajam: nie jest to bicie, a szturchnięcie. Nie sprawia im bólu. Wiem to stąd, że bardzo często nie tylko ignurują wyrażoną w ten sposób prośbę, a wręcz jej nie zauważają. Tak więc postanowiłam trochę to zmodernizować. Ponieważ wierzę, że miłymi prośbami zdziała się więcej niż groźbą i rozkazem, nie chciałam pokrzykiwać ja te urocze istoty. Od miesiąca więc przemierzam ich wybieg (ganek paszowy? Jakoś tak), nie podnosząc głosu, a mówiąc normalnym (wręcz przymilnym) tonem: „No, kumpele! Zmierzamy do przodu, czas na dojenie”. Ponieważ rytuał odsysania im mleka odbywa się dwa razy dziennie, nauczone doświadczeniem grzecznie szły tam, gdzie prosiłam. Jakiś czas temu jednak nasz rytuał uległ zachwianiu. Jak zawsze idę, przekonuję, pokazuję drogę. Mućki grzecznie zdążają przed siebie. Poza jedną. Pani Krowa o imieniu 3804 (piękne, nieprawdaż?) zatrzymała się z łbem zwróconym w moją stronę i wbija we mnie niewinne spojrzenie swych ogromnych, poczciwych oczu. Rozczuliło mnie to. Ładna, kochana krówka. Patrzy sobie. Pochyla swój niemądry, słodki łepek. Niewiele myśląc, pogłaskałam ją po nim. Idę wganiać dalej. Wszystkie idą tam gdzie trzeba. Poza moją nową ulubienicą. Zamiast podążać przed siebie, chodzi za mną krok w krok. Troche mnie to zaniepokoiło. Może coś jej jest? Może się czegoś boi? Biedna krówka. Spojrzałam jej prosto w oczęta i pytam „No, maleńka? Czemu nie idziesz?”. Ona w odpowiedzi ponownie pochyla łeb i… wali mnie nim z całej siły w rękę. Zabolało. Zszokowana patrzę na poczciwinę, która, jak dopiero w tym momencie odkryłam, jest jednak dość dużym, ciężkim i silnym zwierzęciem. Ponawia atak. Lądując zadem na ziemi, dziękuję niebiosom, że kiedy była małym cielaczkiem, pozbawiono ją rogów. Wygrzebuję kijak, którego obiecałam sobie nigdy nie użyć i szturcham ją nieśmiało. Nie przejęła się ani trochę. Dołożyłam stanowcze „IDŹ SOBIE!”. Odwróciła się i polazła za resztą. Na pożegnanie rzuciła mi ostatnie spojrzenie. Dosłownie mówiła „do następnego spotkania…”. Wciąż zszokowana poszłam pożalić się Przyszłemu Mężowi. Dowiedziałam się, że krówka to jednak zwierzę stadne. Najwyraźniej ta jedna pełniła niechlubną funkcję najsłabszego osobnika w grupie. Z całego serca pragnęła odmienić swój marny żywot i przekazać komuś tytuł największego frajera. Długo nie widziała dla siebie szansy. Potem pojawiłam się ja. Tak więc dobrym sercem i łagodnym usposobieniem zyskałam sobie miano potencjalnego dna, jeśli chodzi o hierarchię w krowiej socjologii. 

1 komentarz:

  1. no, ale to tak nie ładnie wyżywać się na innym osobniku, gatunek nierówny gatunkowi ;) Wielu ludzi mogłoby sie uosobić z ta krową, a ja chętnie bym ich dźgała po tyłku, nie tylko kijkiem ;D

    OdpowiedzUsuń